Co było pierwsze? Jajo czy… Nie, nie, nie o tym ten wpis będzie. Moje pytanie brzmi: czy pierwsza była myśl czy raczej uczucie, emocja? Czy najpierw była upierdliwa, natrętna myśl obawiająca się
o życie dziecka, czy stres i niepokój? Pokażę ci cały ten proces w zwolnionym tempie. Jak na filmie.
Siedzisz sobie spokojnie, jesteś sama w domu. Niby nic się nie dzieje, na luzie oglądasz TV. A tu nagle wpada, niczym najnowszy news w TVN24, myśl – „przecież moje dziecko może urodzić się chore!”.
Za nią wiernie kroczy uczucie: smutek, lęk, niepokój. Od razu pojawia się „news” numer dwa – „A co, jak nie przeżyję porodu?! A co, jeśli…” Myśli wyskakują jedna po drugiej. Pojawia się kolejne uczucie – ogromne napięcie, które już na dobre popycha cię do dalszego wertowania Internetu w poszukiwaniu chorób, do czytania historii porodowych itp., itd. Schemat jest więc taki: myśl-uczucie-myśl-uczucie-działanie. Czasami wszystko dzieje się w ułamku sekundy i ciężko wyłapać ten proces. Kiedy pojawiają się, jak zdarta płyta, natrętne myśli, trudno jest zauważyć, że wciąż masz dwa wyjścia. Jedno, znajome i wyświechtane – pogrążysz się w rozmyślaniu. I drugie – zatrzymasz się. Ale nie wszystko stracone, jeszcze wszystko w twoich rękach. Jednak w tym momencie ta druga opcja wydaje się wręcz nieprawdopodobna. „Przecież gdy coś sobie pomyślałam, to sprawa jest już załatwiona”. Schemat od dawna jest „prosty” – myśl X wywołuje działanie Y. Zawsze i na zawsze, amen.
Ale dlaczego tak jest?
Dlatego, że utożsamiamy się z tymi myślami. Co to znaczy? Przypomnij sobie lekcje plastyki
z podstawówki, gdy uczyliście się, jak tworzą się kolory. Najpierw żółty i niebieski, tańczą wokół siebie, by stworzyć zielony. To samo dzieje się w tobie – mieszasz się z tym, co myślisz. Nie traktujesz siebie i wytworów swojej głowy jako osobnych bytów. Zlewasz się z nimi. Zachodzi proces fuzji poznawczej.
No ale jak to? Mam odseparować się od tego, o czym myślę? Przecież to właśnie sprawia, że jestem tym, kim jestem. Niby tak, ale nie do końca. Czy nie przemknęło ci nigdy przez głowę, żeby kogoś udusić gołymi rękoma, bo cię zdenerwował? No właśnie. Gdybyś była w jedności z takimi pomysłami, czytałabyś teraz te słowa zza krat.
Dlaczego więc robisz inaczej, jeżeli chodzi o myśli związane z porodem?
Z nawyku. To ty wybierasz, za którymi bodźcami podążysz. Nawykowo odrzucasz myśli
o morderstwie, bo wydają ci się absurdalne, ale te o przeszukaniu Internetu, by dotrzeć do historii porodowych albo by się zamartwiać – już nie. Nauczyłaś się, że one są całkiem racjonalne i należy traktować je serio.
Chcesz zmienić ten nawyk? To czytaj dalej. Posłużmy się metaforą porównującą myśli do pociągów.
Wyobraź sobie, że twój umysł to stacja kolejowa, przez którą przyjeżdżają setki pociągów każdego dnia. Te pociągi to właśnie myśli. Tak się składa, że nie istnieje tu żaden rozkład jazdy i nikt ich nie zapowiada; lokomotywa zjawia się na peronie i tyle. Nikt nie wie, skąd się wzięła i dlaczego odwiedza naszą głowę – to takie top secret. Osoba, która nie ma jeszcze wglądu w to, jak to wszystko działa, może poczuć się na tej stacji jak ofiara. Wszak to ciężka robota, wskakiwać w każdy pociąg, który pojawia się na horyzoncie. Każdy pociąg (nawet ten „myślowy pociąg”) ma tabliczkę z napisem, dokąd zmierza. Powiedzmy, że właśnie przyjechał pociąg o destynacji – jakieś śmieszne wspomnienie
z dzieciństwa. Wsiadamy, jedziemy – jest miło. Za chwilę przychodzi jednak obraz wczorajszej scysji
z przełożonym i już wyobrażamy sobie całą scenę na nowo – czujemy stres. Zaraz za nim jedzie przypomnienie o ważnym deadline w pracy i stres eskaluje. Jaki jednak pociąg jest „najgorszy”?
A no zapewne taki – „jak przebiegnie poród?!” I co wtedy czujesz, hę?
A jak wygląda to z perspektywy kogoś, kto rozumie rolę, jaką odgrywają myśli w kreowaniu naszej rzeczywistości? Pojawia się wspomnienie z dzieciństwa i niesie z sobą miłe uczucie. „Patrzymy” na to uczucie i już wiemy: ten pociąg jedzenie w dobrym kierunku! Pakujemy się więc do niego i czujemy się dobrze. Za chwilę nadjeżdża jednak wspomnienie scysji z przełożonym. Patrzymy na tabliczkę
z napisem, w jakim kierunku jedzie pociąg, czyli sprawdzamy, co czujemy w tym momencie. „STRES” – to właśnie widnieje na tabliczce, a my faktycznie go czujemy, bo… zawsze czujemy to, co myślimy
w danym momencie. Co więc robimy? Postanawiamy sobie – „Eee, nie chce jechać do stacji „Stres”. Nie wsiadam do tego pociągu.”
Nie angażujemy się w tę myśl i już za chwilę pociąg odjeżdża BEZ NAS. Taka po prostu jest natura myśli. Żadna z nich nie trwa wiecznie i jeżeli nie okażemy jej zainteresowania, ona sobie przejdzie
i zniknie.
Zwróć też uwagę, że wcale nie kłócimy się z faktem, że przyjechało nam to, co przyjechało.
Nie uciekamy przed tym, nie próbujemy go przegonić, nie chcemy się go pozbyć. Po prostu rozpoznajemy, że na naszą stację zajechał ekspres w kierunku stacji Stres. Stwierdzamy, że nie chcemy tam jechać i czekamy na coś innego. Za chwilę – jak to zwykle bywa – faktycznie przyjeżdża coś innego, a my znowu patrzymy na tabliczkę wymalowaną przy drzwiach i już wiemy, czy to coś wartego uwagi czy nie.
I tu nie chodzi o to, by za wszelką cenę unikać wszelkich niekomfortowych myśli czy negować swoje sumienie. Możesz mieć myśl „Kurde, muszę iść do lekarza, bo coś się gorzej czuję” i czuć ją jako pewność lub myśl „Nie no, wszystko jest dobrze, byłam parę dni temu u doktora, powiedział, że ciąża przebiega prawidłowo, nie mam powodów do obaw” i być z tym ok.
Problem pojawia się, jeżeli przez cały dzień wyobrażasz sobie, że twoja ciąża jest zagrożona, albo wmawiasz sobie jak mantrę, by się uspokoić, że przecież tylko ci się wydaje, że coś ci dolega.
To w swojej istocie jest bardzo proste i ma przełożenie na wszystko: każda myśl informuje cię – już
z daleka – dokąd zamierza cię zabrać. Ona cię nie atakuje złym samopoczuciem. Ona cię nim OSTRZEGA! Tak jak ból fizyczny ostrzega cię, że za gorąca woda leci z kranu i może warto nieco zmniejszyć temperaturę, tak samo ból psychiczny informuje cię, że dana myśl nie jest warta twojej uwagi.
Spróbuj spojrzeć na to w ten sposób. Nie jesteś marionetką „w rękach” swoich myśli. Nikt Cię siłą nie wepchnie do „myślowego autobusu”. Nikt Cię tam również siłą nie trzyma. Jesteś wolnym człowiekiem, pamiętaj o tym.